wtorek, 27 stycznia 2015

Stereotypowy bibliotekarz :) (uwaga, w treści kilka linków!)

Siedzi za kontuarem, popijając herbatkę/kawkę, obłożony książkami. Wygląd: obowiązkowo musi to być kobieta, najlepiej w bluzce z żabotem zapiętej pod samą brodą lub golfie, tweedowej spódnicy, do tego okulary o dużej mocy i gratis rudy kok w babcinym stylu. Taki, jaki teraz jest modny wśród młodych kobiet ;) W domu obowiązkowy stan posiadania to biblioteka z milionem książek, kot albo dziesięć kotów... Zero życia towarzyskiego, bo kto to widział wychylać nos zza książki!

Jak jest naprawdę?

Dużo bardziej nowocześnie. Komputeryzacja dotarła do bibliotek (sic!), na herbatkę/kawkę nie ma czasami czasu, bibliotekarze są obojga płci, ubrani często stylowo jak szafiarki. No dobra, przesadziłam. A okulary? Od czego są soczewki kontaktowe ;)

Szkoda tylko, że do tej pory często na moje wyznanie, że skończyłam bibliotekoznawstwo, odpowiedzią są tzw. szydercze podśmiechujki - przepraszam za wulgaryzm. Bibliotekarzom też się zdarza. Jestem jednak dumna z tego, że należę do tego magicznego grona.

Jak radzić sobie ze stereotypami? YouTube ma kilka pomysłów...

Odrobinę życia i nowoczesności w ślepo wierzący w stereotypy świat wprowadzili bibliotekarze amerykańscy w przeróbce piosenki Lady Gagi.

Choć i tam zdarzają się ci stereotypowi ;) Cóż. Przynajmniej widać ich dystans do samych siebie i zawodu wykonywanego :) Nowy element flirtu: "Yeah, you can use my catalogue!".

Z polskich utworów znalazłam te dwa:

"Piosenka bibliotekarza" Juliana Sztatlera

I nasz ukochany na studiach hymn - "Niepoczytalny bibliotekarz".

A także oglądany cichcem na zajęciach "Conan The Librarian". Pamiętajcie, żeby nie przetrzymywać książek! Bo... Możecie zostać ukarani... (fragment filmu "Tomcats" z rudą bibliotekarką - z przymrużeniem oka dozwolony od lat 18, choć to Mr. Grey jest bardziej "ojejej" ;)).

Reasumując, stereotypów nie unikniemy, można jedynie się z nich śmiać i uświadamiać otoczenie bliższe i dalsze, że bibliotekarz też człowiek, tylko może obcujący z większą ilością książek. Czasem też z kotami, ale koty są słodkie, prawda? ;)

Update:

Byłabym zapomniała! Gorąco polecam komiks bibliotekarski Agaty Matraś, pod patronatem portalu Pulowerek.pl - można go spokojnie odhaczyć w wyzwaniach jako powieść graficzną w odcinkach :)

wtorek, 20 stycznia 2015

O księgarniach...

"Jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś MUGOLEM!" - ten cytat z okładki "Harry'ego Pottera" znają chyba wszyscy. Prawda jest taka, że sztuka czytania zanika, ale istnieje spore grono osób, które tę umiejętność pielęgnują i drugie grono - to, które jest naszymi "dilerami" i sprzedaje nam książki (sprzedaje, bo dziś będzie o księgarniach). Na szczęście. 

Na początku lat 90. byłam gówniarą, ale już wtedy lubiłam czytać i można mnie było nazwać stałym klientem kilku księgarni. Moje najwcześniejsze wspomnienia wiążą się z trzema nieistniejącymi już od lat księgarniami - dwiema w Gliwicach, jedną w Kielcach. 

Pierwsza gliwicka mieściła się na rogu ul. Zwycięstwa i Barlickiego (potem, na krótko, przeniosła się kilka ulic dalej, by po jakimś czasie zamknąć swe podwoje). Jak na tamte czasy była całkiem nieźle zaopatrzona, na kontuarze wystawiano książki tematycznie, ułożone elegancko, nachodzące na siebie. Wchodziłam tam prawie jak do domu, w zasadzie chyba nigdy nie wychodząc z pustymi rękami. A że chodziłam do przedszkola przy ul. Barlickiego - mijałam ją naprawdę często ;) Pamiętam zawsze pomocne, sympatyczne panie za ladą. Teraz rzadko można spotkać takich księgarzy z powołania... Teraz znajduje się tam bank.

Kolejna w Gliwicach miała siedzibę pod filarami, przy ul. Zwycięstwa, i była dwupiętrową kamienicą, przerobioną potem na galerię handlową (a przynajmniej pretendowała do takiego tytułu). Zgadnijcie, co powstało na jej miejscu? Tak! Bank! A była to spora księgarnia, pełna fantastycznych książek, z wyborem wręcz olbrzymim i profesjonalną obsługą. W tych dwóch księgarniach nie było mowy o sprawdzaniu czegoś w katalogu komputerowym - nawet nie z tego względu, że wtedy komputerów nie było - nie, księgarze po prostu doskonale wiedzieli, co mają na stanie i znali rynek wydawniczy od podszewki. 

Trzecia z nieistniejących księgarni jest dosyć dobrze udokumentowana fotograficznie - znalazłam w Internecie kilka jej zdjęć. Kielczanie pewnie doskonale znają to miejsce:




Ja poznałam ją jako księgarnię im. Stefana Żeromskiego, potem wykupioną przez Świat Książki i Weltbild, aby ostatecznie powstała tam... Drogeria Natura. Zawsze to lepiej niż sieciowy klub Go-Go, a takowy powstał na miejscu księgarni Księgarz (z wieloletnimi tradycjami), oddalonej o kilkaset metrów od opisywanej aktualnie. Obok byłego Księgarza zresztą cały czas istnieje stary rodzinny antykwariat, legendarny już wśród kielczan, w którym sama na studiach zaopatrywałam się w stare podręczniki. Ale wróćmy do księgarni im. Żeromskiego... Pamiętam sympatyczną obsługę, godzinne wizyty, kolosalne rachunki za książki (nie dlatego, że były drogie - po prostu ja takie rachuneczki nabijałam) i spotkania autorskie. Pamiętam stanie w kolejce o północy, żeby kupić 4 tom "Harry;ego Pottera", pamiętam spotkanie z Kirą Gałczyńską, kiedy byłam chora i dzień przed urodzinami... Spędziłam tam naprawdę wiele, wiele czasu. Chyba w niej najwięcej ze wszystkich miejsc dotychczas wymienionych.

I na tym kończą się magiczne księgarnie, a pojawiają się - na wzór Świata Książki - księgarnie sieciowe. Pomijam Empik, bo on istnieje od lat. Pomijam kilka miejsc na mapie Kielc, które też od lat się na niej znajdują, ale wspomnień z nimi związanych po prostu mi brak. I pomijam księgarnie "Tak czytam", bo ratują mi portfel od 10 lat, a obsługa tej odwiedzanej najczęściej też mnie już kojarzy.

Sieciówki nie mają już tyle uroku, co stare księgarnie. Teraz to zwykłe sklepy sprzedające swój towar. Rzadko trafiam do sieciówki, w której można porozmawiać w księgarzem/sprzedawcą książek (dla mnie to różnica, ale w każdej sieciówce jest przynajmniej jedna osoba naprawdę znająca się na rzeczy - i ona właśnie zasługuje w moich oczach na miano księgarza), który wie, o czym mówi. Który zna rynek wydawniczy, zna starsze i nowsze wydania i który po prostu żyje tym tematem. Teraz to zabiegani ludzie, z obowiązkowym "W czym mogę pomóc?" i uśmiechem na ustach, którzy muszą wyrobić target. Po prostu z daleka da się wyczuć presję. Nie chcę generalizować, ale tak to wygląda w tych księgarniach sieciowych, do których chodzę. Jest jedna, wyjątkowo sympatyczna sieciówka, ale do niej muszę jeździć 180 km. No i gdyby nie znajomi już sprzedawcy w Empiku, też bym na niego narzekała pewnie.

Ponadto cały czas mam wrażenie, że w księgarniach sieciowych mają okropny bałagan, a ja w odruchu bibliotekarza, mam ochotę układać im równo książki na stosach. I układam. Częściej, niż oni by tego chcieli.

Księgarnie straciły swój urok. Już nie widzę - poza Matrasem z kawiarnią - foteli, na których można przysiąść i poczytać. Nie ma z kim podyskutować o książkach. Co z tego, że widzę na regale 56 egzemplarzy trylogii o Greyu, że wszędzie pełno lektur, biografii Magika z Paktofoniki na dziale Religia... Wiem, że pewnie sprzedawcy zarabiają za mało, by ich entuzjazm był nakręcany pasją, a nie regułami panującymi w danej sieci, że czytelnicy potrafią być dobijający ("Gdzie znajdę kalendarze?" "Stoi pani obok nich" - bez okraszania wypowiedzi kupującego słowami przepraszam czy dziękuję.), ale kurczę... 

Nucąc sobie na melodię piosenki sprzed lat pytam:

Gdzie się podziały tamte księgarnie?

niedziela, 18 stycznia 2015

O bibliotece...

Brzmi to jak tytuł mojego ulubionego wykładu Umberto Eco, co?

W nocy myślałam nad tym, jakie mam wspomnienia związane z bibliotekami. Trochę tego było - na każdym etapie edukacji moja szkoła miała bibliotekę, do tego biblioteki miejskie w dwóch miastach... Praktyki... Doszłam do wniosku, że jestem skazana na życie wśród książek i bardzo mi to odpowiada.

1. Biblioteka domowa

Z tą miałam styczność od zawsze. Nauczyłam się płynnie czytać w wieku ok. 4 lat, co oznacza ćwierć wieku mojego czytania. Z okazji jubileuszu kupię sobie książkę :P Wracając do tematu - była to pierwsza biblioteka, z jaką miałam styczność. Rodzice zawsze dużo czytali, więc automatycznie i mnie weszło to w krew. Nie znałam innego sposobu produktywnego spędzania wolnego czasu, więc do tej pory umiem czytać i pisać (zatrzymałam się chyba na poziomie pierwszych klas podstawówki), a nie umiem gotować i jestem (jeszcze) mało "sportowa". Bo w końcu jak uprawiać sport z książką w ręce? Gotować jeszcze się da, choć ciężko mi sobie wyobrazić np. zawijanie sushi, kiedy mam ręce ufajdane ryżem, i jednoczesne czytanie. W grę wchodzi jedynie audiobook, ale jakoś nie jestem ich zagorzałą fanką.

W bibliotece domowej mamy przeróżne zbiory. Jako dziecko łykałam klasykę, Taty książki o górach, ba, nawet Mamy medyczne próbowałam czytać. No i byłam stałym klientem księgarni, która już od lat nie istnieje (a szkoda - ale może następnym razem napiszę taki post o księgarniach). Moja kolekcja książek dla dzieci, a potem młodzieży była jak na tamte czasy kolosalna. A nie zapominajmy, że wtedy wszystko to trochę inaczej wyglądało i oferta była uboższa.

A potem poszłam do szkoły...

2. Biblioteka szkolna w podstawówce

Pamiętam w sumie tylko trzy fakty z nią związane: dzień, w którym się do niej zapisałam (i jak bardzo się z tego cieszyłam), to, że potem oddałam do niej sporo książek, żeby inni z nich korzystali, no i pamiętam rudą bibliotekarkę, którą spotkałam po latach z okazji Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego (byłam wtedy wolontariuszem w mojej szkole, która była z okazji GDDK obiektem do zwiedzania) i której się przyznałam, że to pod m.in. jej wpływem zostałam bibliotekarką. Pamiętam też jak przez mgłę pomieszczenie biblioteki, dosyć skromne, ale z charakterem. I że biegałam tam dosyć często. Potem przenieśli je z piwnic na piętro i biegałam dalej, ale zamiast po schodach na dół, to na górę ;) Biblioteka "wzniosła się na wyżyny".

3. Biblioteka szkolna w gimnazjum

Jestem pierwszym rocznikiem reformy edukacji w 1999 roku i dzięki temu miałam przyjemność być czytelniczką biblioteki gimnazjum. Niby różnica żadna, bo większość bibliotek szkolnych jest do siebie podobna, ale pamiętam niezbyt sympatyczne bibliotekarki i pokazy filmów, które organizowała nam nasza cudowna polonistka. W tamtych czasach bardziej skupiałam się na teatrze szkolnym i gazetce szkolnej.

4. Biblioteka szkolna w liceum

Tu zatrzymam się dłużej. To była pierwsza biblioteka, z której nie chciałam wychodzić. Do tego stopnia, że trafiłam do aktywu bibliotecznego (co bolało jedną z nauczycielek, która nie lubiła aktywnych uczniów - a ja nie dość, że w aktywie, to jeszcze przewodnicząc klasy i w ogóle uspołeczniona jakaś byłam... Krótko mówiąc, miałam u niej przesrane). Bibliotekę prowadziła cudowna pani Nina, rusycystka, teraz już od lat na emeryturze. Długie godziny z nią spędzone upewniły mnie w mojej decyzji - będę studiowała bibliotekoznawstwo. Pamiętam wypisywanie kart, wypożyczanie książek innym uczniom, lekcje biblioteczne... Pamiętam komputeryzację biblioteki, w której pomagałam. I pamiętam, jak już po maturze, we wrześniu (tuż przed moim wyjazdem z Gliwic do Kielc, na studia) ratowałyśmy zbiory przed zalaniem. Udało się! Mój pierwszy, osobisty sukces związany z działaniami na rzecz książek ;) Kontaktu z panią Niną już co prawda nie mam, nad czym ubolewam, ale ona wie, że była moją mistrzynią, a ja jej uczennicą. Wiele jej zawdzięczam - dzięki niej nie poszłam na studia kompletnie zielona bibliotekoznawczo :) Sentyment pozostał.

5. Biblioteka miejska w Gliwicach

Zapisałam się w liceum do jednej z filii (tak późno, bo nigdy nie musiałam się zapisywać do biblioteki miejskiej - wystarczała mi szkolna i domowa). To był romans kilkuletni, gwałtownie zakończony śmiercią ulubionej bibliotekarki. Na studiach, z racji dzielącej Gliwice i Kielce odległości i braku wsparcia w bibliotekarce, która zawsze przedłużała mi książki, ciężko mi było oddawać moje lektury w terminie, więc przestałam do niej uczęszczać. Czasem żałuję, bo miała fajny klimat i nawet ciekawe zbiory.

6. Biblioteka miejska w Kielcach

Tu też zapisana byłam do jednej z filii, która aktualnie już nie istnieje, jest połączona z inną. A szkoda. To była chyba moja ulubiona mała biblioteka. Nigdy nie wychodziłam z niej z pustymi rękami, a i bibliotekarze byli całkiem sympatyczni. Od dawna odkładam spacer do biblioteki, do której przenieśli ich zbiory, ale chyba w końcu się tam wybiorę.

7. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach

Moja największa biblioteczna miłość. Sam spacer do niej powoduje, że jaram się jak dziecko nową zabawką. Każda wizyta to niespodzianka - co dziś wypożyczę? Często udaje mi się trafić na naprawdę świetne, nowe książki. A i bibliotekarzy znam, bo miałam tam praktyki na studiach. Wspomnień mam mnóstwo, łącznie ze znalezieniem wśród kaset magnetofonowych w dziale książki mówionej... Torebki Liptona. Może ktoś chciał zadbać o bibliotekarzy ;)

Uwielbiam też spotkania autorskie organizowane w tej bibliotece. Po prostu uwielbiam. To nic, że średnia wieku to czasami 50+ i ludzie ze zdziwieniem patrzą na kobietę przed 30, wyglądającą jak osiemnastolatka. No cóż, nie wszyscy młodzi ludzie mają w nosie książki i autorów. Ja mam ich w sercu!

Spędzanie czasu w WBP to sama przyjemność. Panie Dyrektorze - w dalszym ciągu będę do Was uparcie składała CV!!! :)

8. Biblioteka Główna Uniwersytetu Jana Kochanowskiego

Nazwy zmieniała wraz z nazwą uczelni. Teraz mieści się w wielkim, nowym budynku na campusie UJK, którego nie było mi już dane poznać "od środka". Ja pamiętam ją jako tajemnicze miejsce w starym budynku przy ulicy Leśnej, gdzie też studiowałam. Praktyki odbyte po 1 roku studiów sprawiły, że poznałam ją z bliska i naprawdę polubiłam. Bibliotekę, jej zbiory i pracowników.

9. Biblioteka SP im. Baczyńskiego w Kielcach

Praktyki wśród dzieciaków. Ktoś powiedziałby - chaos. Ja mówię: KOCHAM. Wspominam je bardzo miło, tym bardziej, że bibliotekarki były genialne, pomocne i ogólnie kochane, dzieciaki urocze, a potem odbyłam w niej jeszcze egzamin - lekcję biblioteczną. Było... No cóż. Było ekstra.

10. Biblioteka LO im. Żeromskiego w Kielcach

Jak wyżej. Tylko dzieciaki zastąpili licealiści. Co najzabawniejsze - wypożyczałam w niej książki i byłam obecna na lekcji bibliotecznej, w której uczestniczyła niejaka A.P. ;) Po bibliotekoznawstwie postanowiłam skończyć też dziennikarstwo. Wchodzę na uczelnię pierwszego dnia, spotykam A.P. i moje postanowienie "nie zamierzam się z nikim przyjaźnić, bo to gówniarze" poszło się kochać. A.P. została moją przyjaciółką i do dziś śmiejemy się z tego, że byłam jej panią nauczycielką ;)


Co najważniejsze - każda z tych bibliotek była inna, każda wniosła w moje życie coś nowego. Każdą na swój sposób pokochałam. Każda po kolei niejednokrotnie ratowała mi tyłek w sytuacjach kryzysowych. I w każdej mogłabym pracować, o co zabiegam kilka razy do roku ;) O innych bibliotekach, tych, które odwiedzałam w Europie - pisałam we wpisie o podróżach.


A jakie są wasze wspomnienia związane z bibliotekami?

piątek, 9 stycznia 2015

Zbieractwo Książek Level Hard :)

Kilka osób prosiło mnie o sfotografowanie moich zbiorów. Nawet nie wiecie, ile to pracy... Ile gimnastyki (Ewo Chodakowska, wymiękłabyś!). Ale co zrobić - już kiedyś miałam na to ochotę, żeby nigdy nic mi nie umknęło. Dziś postanowiłam, pod wpływem kolejnej prośby, ZROBIĆ TO. Sfotografowałam moje kieleckie zbiory (gliwickie na razie zostawiłam w spokoju).

Wiem, że 47 zdjęć to dużo, ale chciałam, żeby tytuły były choć w większości dobrze widoczne. Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale to P. jest fotografem, a nie ja. Ja robię zdjęcia Srajfonem. Przy marnym oświetleniu. Z kotem pałętającym się pod nogami i obłędem w oczach na widok tylu książek - nawet, jeśli są moje. Moje. MOJE.

I ten tegez majonez... Mam nadzieję, że nie znudzicie się przy moich opisach :P Podzieliłam zdjęcia na części - każda z nich to inna półka/regał/stos. Miłego oglądania :)

P.S.
NIE, nie pożyczam książek. A tych, którzy mają moje książki, uprasza się o ich niezwłoczne oddanie.

P.S.2.
Kurczę pieczone, zapomniałam o Grzędowiczu i kryminałach Politykiiiii! A to kolejne 10 książek :P

Część 1: Półka nad łóżkiem


Wydania pocketowe Picoult, kupowane w Biedronce. Evans z zeszłorocznej promocji Znaku :)


Książki o jasnych grzbietach ;) W tym Jackson Galaxy od P. <3 


Książki przywiezione z Anglii - choć Julia Child kupiona w Tak Czytam za 14 zł ;) I "Citizen Girl" też miałam od dawna...


Książki z ciucholandów i z Anglii (Zusak od mojego ulubionego "Eks z przedszkola", "Water for Elephants" od Magdy z Instagrama <3). Wyróżnia się "Wilk z Wall Street", ale pasował mi tam idealnie na wielkość. A co.


Gaskell, Helprin, "Igrzyska śmierci", Sokołowski, gwiazdkowy Piekarczyk, Winnicka i Moran do spółki z Sue Monk Kidd. Ach :)


Nesbo, Puzyńska jako przedstawiciele kryminałów, kilka książek typowo babskich i cztery inne, bardzo ciekawe (te od lewej strony)... No i Prokop :D


Mój ukochany Cussler <3 Do tego kilka babskich i Bator. Kolorystyka głównie niebiesko-czerwona.

Część 2: Łóżko i biurko


Czyli to, co czytam albo planuję zacząć czytać...


No i stosik "czytać zaraz" - poza "Troje", bo to już ogarnięte. Leżący pomarańczowy Czejarek - do recenzji na dwa miesiące temu :/ Leżąca Mieszkowska o Sendlerowej i trzy górne ze stosu są z biblioteki.


Część 3: Regał koło okna


Przód pierwszej z dwóch moich półek w regale... Znowu Cussler. I trochę ambitnej literatury z domieszką reportaży. "Piękność: muszę oddać mojej A. ;)


I jej tył. Witkowski, Zaremba, Brown i kilka innych.


Tył drugiej półki... Moje stare podręczniki ze studiów :)


I jej przód :) (Tak, wiem, mam książkę Danielle Steel. So what? Jeszcze nie czytałam :D) Gilbert i de Blasi :) Polecam kobietom, które są na zakręcie ;)

Część 4: Góra (czyli wszystko to, co upchnęłam w stosach na regale i meblościance)


Raczek <3 "Karuzela z madonnami" też jest, ale jako e-book z publio.pl :) No i "Warsztaty dziennikarskie" mojego ś.p. wujka, Stanisława Bortnowskiego. Sentyment mam do niej i już.


Trochę nagradzanych polskich (i nie tylko - patrz: Mo Yan) książek, trochę czytadeł.


Tu głównie czytadła...


I tu różności.


Głównie babskie książki, ale i Łapicki ze "Slumdogiem..." się znajdą.


Mieszanka wybuchowa - Wiśniewski, Myśliwski, Kofta, Irving i kilka innych :)

Część 5: Regał koło szafy (dwie półki)


Półka dolna - przód. Książki kucharskie, pockety babskie i kilka fajnych książek w normalnym formacie - w tym Amos Oz.


Górna półka - romanse po lewej, po prawej seria "Bieguni", nad nimi Gutowska-Adamczyk i Miłoszewski, a po lewej Michalak, Ahern, Lafleche...


Tył górnej półki. Skompletowany cudem leksykon Raczka i Kałużyńskiego i kilka dobrych książek po lewej stronie.


Mam też książki Kozłowskiej i Giffin :) No i Graya :D W końcu jako fanka Bridget Jones musiałam go mieć ;)


Taki drobiazg za dwa złote z Matrasa sprzed paru lat :) Bardzo ciekawa książeczka.


Tył dolnej półki...


Zbliżenie na Trudi Canavan i kilka innych ;)


Tak, mam też książkę Grodzkiej - ukradłam Babci :D


Do Eco lubię wracać... Moccia przede mną w dalszym ciągu, bo skompletowałam, a nie czytałam.

Część 6: Dalej Góra


Czasem próbuję się przygotować na czas, kiedy w końcu nauczę się gotować... :P Trzy na górze i Budrewicz nie są może o gotowaniu, ale są ciekawe i leżały obok :)


Wyciągnięte z pudła ;)


Książki - więźniowie, czyli głównie klasyka trzymana w pudle (chciałabym mieć więcej półek, ale w pudełku są przynajmniej bezpieczne <3)


A to leży NA pudle.


To też. Poradnik recenzowałam :P


Zawartość pudła, na którym leżą dwa poprzednie stosy :) Polecam gorąco "Mrówkę w wielkim mieście" <3 


To jest na regale, u góry...


To też - zwykle leży bokiem, więc nie widać grzbietów.

Część 7: Regał, na który patrzę codziennie :) (dwie półki)


Widok ogólny :)


To jest zwykle schowane za moim małym telewizorkiem ;) 


To też w ukryciu :) Choć Eco i Lessing są zwykle widoczni.


Na wpół schowane za TV (niewidoczny jest Zafon i Rowling)...


Moja kolekcja Lackberg <3 "Niemiecki bękart" aktualnie jest koło łóżka, bo go czytam :)


Górna półka, strona prawa ("Gra o tron" w mojej autorskiej oprawie, żeby się nie zniszczyła - żałuję, że skąpiłam na twarde oprawy!). 


Górna półka, strona lewa. Larssona nawet nie chcę kończyć czytać i od pięciu lat odmawiam sama sobie ostatniego tomu...

Część 8: Pudło! A nawet dwa.


Wstydliwa "Magda M." - kupiona pod licencjat, ale i z sentymentu trochę ;) Przyznaję się do tego publicznie :D I przydałoby się kiedyś nowe wydanie Salingera, bo to ma osobno okładkę, a osobno resztę...


Ale tu czerwono :P A "Europa na weekend" była kupiona 1,5 roku temu, kiedy mieliśmy w planach grupowy wyjazd objazdowy po Europie. Do dziś żałuję, że nie wypalił.


Babsko i angielsko. A na górze - "Wielki Gatsby".


No i na koniec - kryminały w pocketach, które rozwalają się w trakcie czytania, więc na razie nie ryzykuję. I darmowa książka na 10 lat Sonii Dragi.


Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Chciałabym, żebyście tak samo nakręcali się widokiem książek, jak robię to ja ;) I jeszcze jedno - moje zbieractwo to nie jest choroba psychiczna... Prawda? No prawda????? ;)