Od jakiegoś czasu odczuwam dziki, nie do ogarnięcia sentyment. Tak, chciałabym wrócić do szkoły! Może niekoniecznie do szkoły jako szkoły (wciąż mam traumę po lekcjach geografii w liceum - bardzo przepraszam, pani profesor, jeśli to pani kiedyś przeczyta, ale nigdy nie zapomnę tych jedynek za zbyt powolne wstawanie z ławki i pełnienie funkcji przewodniczącej klasy oraz za bycie członkiem aktywu bibliotecznego)... Chciałabym po prostu znowu być taka gówniarsko beztroska. Chciałabym móc korzystać z ofert kupna podręczników, którymi księgarnie internetowe spamują mi maila. Chciałabym pójść do księgarni i z uśmiechem powiedzieć: "dzień dobry, poproszę podręcznik do historii wydawnictwa XYZ dla pierwszej klasy liceum". Chciałabym móc pierwszego września usiąść na niewygodnym, uwierającym w tyłek krześle przy ławce albo pierwszego października usiąść na równie niewygodnym (z wydłużeniem czasu siedzenia z 45 do 90 minut zajęć) siedzisku przy blacie, z którego przy każdym ruchu kolan wszystko zsuwa mi się na podłogę, ku uciesze gawiedzi. Chciałabym móc znowu wymigiwać się od zajęć WF (z tym akurat z powodu sporej wady wzroku nie miałam problemu), prowadzić dyskusje na temat religii,czy też inaczej doprowadzając do szału siostrę zakonną prowadzącą z nami lekcje ("Karolinko, jak się u Ciebie w domu modlą?" "Do mnie!" "Ale jak to - DO CIEBIE?!" "No tak - Karolinko, jedz! Karolinko, JEDZ!" :D) albo po prostu znowu posiedzieć na języku polskim i wymyślać na poczekaniu wypracowania, kiedy zapomniałam je napisać, a zostałam wywołana do odpowiedzi. I dostać piątkę za kreatywność. I jedynkę za brak zadania domowego ;) Chciałabym znowu wkuwać okropnie brzmiące niemieckie słówka, z których do tej pory pamiętam Schmetterling, Guten Tag, Auf Wiedersehen i Scheisse. Bez rodzajników, bo do nich głowy nie miałam.
Chciałabym przez 90 minut trwania nudnego wykładu rozwiązywać sudoku, wykreślać wyrazy z wykreślanki albo rozwiązywać zbiorowo z innymi studentami trudną krzyżówkę. W karty nigdy nie odważyłam się grać, za to bardzo często czytałam pod ławką książkę - moi wykładowcy muszą mi to wybaczyć, to było silniejsze ode mnie! A i tak starałam się skupiać na tym, co słyszę i robić notatki (i wiecie co? Udawało się!!! To się nazywa upiec dwie pieczenie na jednym ogniu). Chciałabym nawet mieć sesję - nie zdjęciową. Egzaminacyjną. Poczuć znowu ten dreszcz emocji, kiedy wydawało mi się, że g***o wiem, a wiedziałam całkiem sporo. Raz nawet zdawałam egzamin (jeden z ostatnich na drugich studiach) z udarem słonecznym. Odpuściłam ostatnie zadanie, ale czwóreczka w indeksie była!
Pamiętam też to uczucie, kiedy wybierałam książki, które w szkole będę czytała na przerwach, a na studiach na przerwach i pod ławką w czasie zajęć ;) Teraz nie mam z tego takiej radochy... Zostało mi wybieranie książek na czas podróży albo do poduszki. I całe mnóstwo wspomnień z ponad 20-letniego okresu mojej edukacji. Szkoda tylko, że to tylko wspomnienia.
Zaczynam rozumieć, co pokolenia naszych Rodziców (i Rodziców naszych Rodziców i tak dalej...) miały na myśli mówiąc nam, uczniom/studentom: "jeszcze zatęsknisz za szkołą". Mamuś, oznajmiam więc wszem i wobec - WŁAŚNIE TĘSKNIĘ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz