Historia jest teoretycznie banalna - kura domowa i jej mąż, zdrada i rozwód, zawiedzione oczekiwania, przeprowadzka na niemiecką wieś i kilka nowych przyjaciółek plus szalony pomysł na karierę w Internecie. Ale wiecie co? To się naprawdę świetnie czyta!
Jestem w kategorii wiekowej "prawie 30" i próbowano już ze mnie zrobić kurę domową - z mizernym skutkiem, kogut bowiem zwiał hen, hen, daleko. Nie zmienia to faktu, że po latach szczęśliwie trafiłam na mojego P., który ma mocno osadzone w temacie nazwisko :D Przypadek? Nie sądzę! On jednak nie próbuje mnie "ukurzyć", jak robili to mężowie bohaterek książki. Być może dlatego - dość przewrotnie, ale doskonale - rozumiem Wiktorię, Marę, Judith i Leę.
Cztery kury domowe, które myślą, że wzorzec kobiety - kury domowej jest jedynym słusznym. I które pod wpływem siebie wzajemnie i swojego niebanalnego pomysłu na gotowanie topless postanowiły wyrwać się z kurnika i podbić świat. Począwszy od YouTube.
Książka spodobała mi się od początku. Lekki styl, ciekawy język, metafory na piątkę... I te kilka wulgaryzmów, których autorka nie boi się używać (dzięki Bogu!), a które dodają pikanterii całości, które są jak chilli dodane do czekolady. Po raz pierwszy od dawna bohaterki jakiejś książki nie wydawały mi się mdłe i bajkowe, sztuczne jak biust Pameli Anderson. I choć temat jest poważny, bo nie myślcie sobie, że ukurzenie to coś zabawnego, to w czasie lektury "Rosołu z kury domowej" niejednokrotnie śmiałam się, kilka razy wkurzałam, a raz miałam ochotę zamordować z premedytacją męża jednej z bohaterek. W afekcie. Za co - dowiecie się z książki. Zorientujecie się na sto procent, który to był moment.
Reasumując - książkę Sochy można odbierać na różne sposoby. Ktoś zobaczy w niej komedię, ktoś dramat, ktoś inny romans a jeszcze inny - poradnik. Gdybym była biblioterapeutą, polecałabym ją na pewno kobietom, którym mężowie weszli na głowę. I kobietom, które nie do końca wierzą w siebie albo nie umieją się odnaleźć poza swoim domem, a w nim udają, że wszystko jest OK. I takim, które uważają, że kura domowa to komplement i są z tej funkcji dumne. A nade wszystko - wciskałabym ją FACETOM - żeby zobaczyli, ile ich kobiety są w stanie dla nich poświęcić - bez narzekań - i docenili ich ciężką pracę.
Bo "Rosół z kury domowej" to mocno życiowa, mądra książka, nadająca się do czytania nie tylko przez kury domowe...
P.S. Zakochana jestem też w okładce. Po prostu zakochana. Nie dość, że jest totalnie adekwatna do treści, to jest jedną z najbardziej udanych okładek, jakie widziałam w życiu.
Za książkę bardzo dziękuję Autorce i Wydawnictwu Pascal Books.
Brzmi intrygująco. Okładka również jest taka. I tytuł :D
OdpowiedzUsuńTo już druga recenzja o tej książce, którą czytam. I mam coraz większą chęć przeczytania tego dzieła i przekonania się osobiście, czy było warto.
OdpowiedzUsuńPonadto uprzejmie informuję o nominacji do Liebster Blog Award (http://molksiazkowyrecenzuje.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html)