WADY
- Książki zajmują miejsce na półce, na której można przecież postawić coś innego. Na przykład świecznik, telewizor, kubek, zestaw kryształów odziedziczony po (pra)babci, komplet filiżanek czy popielniczkę. Albo ramkę ze zdjęciem kota. Okropne te książki! Po co mają szpecić swoimi kolorowymi grzbietami nasze półki?!
- Książki są drogie. Tu bez ironii. Serio są drogie. Ubolewam nad tym, że tak wiele kosztów generują sieciówki, a nie wydawnictwa, a dzięki temu książki są droższe niż być powinny. No ale cóż - każdy chce zarobić. Ja dzięki Bogu korzystam z promocji (dziś "Dzieci '44" na publio.pl za 9,90 zł!) tanich księgarni albo Pewnego Znanego Dyskontu Książkowego :) E-bookami, które są z reguły tańsze, też nie pogardzę, ale tylko wtedy, kiedy nie zawierają zdjęć. Wtedy zdecydowanie wolę wydania tradycyjne, papierowe. Nawet za wyższą cenę.
- Można sobie "strzelić dubleta", czyli tłumacząc na język polski - kupić komuś kolejny egzemplarz tej samej książki. Bo w sumie jeśli ktoś jest takim molem książkowym jak ja i ma tyle książek co ja (cytując GW - ponad 200 książek to "dużo", więc ja mam tzw. "fchuj" [wybaczcie pseudowulgaryzm], skoro liczba moich książek oscyluje w okolicach 6 tysięcy) to nigdy nie wiadomo, co się trafi pod choinką. Łączy się to z...
- Gustem czytelniczym. Bywa różny. Najlepiej po prostu podpytać mola książkowego, co lubi, ale wiele osób uważa to za prezentowe faux pas. Nie wiem, czemu. Ja wolę być zapytana, niż dostać czwarty egzemplarz "Małego Księcia" - choć jego nigdy za dużo. Albo dostać książkę Lema, którego nie lubię. Lub "Pięćdziesiąt twarzy Greya" z okazji zbliżającej się ekranizacji, bo tego też nie lubię.
- Istnieje możliwość kombinacji dwóch ostatnich punktów - ktoś trafi w nasz gust, bo wie, że lubimy danego autora, ale będzie dublet, bo mamy wszystkie jego książki, o czym obdarowujący może nie wiedzieć.
- Ktoś może czuć się zmuszony do czytania, a prezent ma sprawiać przyjemność. Na tej samej zasadzie ja wolę dostać książkę niż kolejną bluzkę do kolekcji, w której i tak nie będę chodziła.
ZALETY
- Książki kształtują światopogląd, rozwijają wyobraźnię, uczą ortografii i zasad poprawnego pisania, mówienia...
- Książka zajmie nas na jakiś czas - może to być kilka godzin albo kilka dni, ale uznajmy, że jest to prezent "długofalowy".
- Książkę można czytać ponownie i ponownie... i ponownie. W kółko. Nie wyeksploatuje się, dopóki nie odpadnie nam okładka a od popękanego grzbietu nie odpadnie połowa stron.
- W razie potrzeby może nam posłużyć za podkładkę pod kubek (byle ostrożnie), przycisk do papieru, ozdobę, stolik nocny, poduszkę i inne tego typu. Pomysłów na kreatywne wykorzystanie książki w Internecie jest mnóstwo.
I choć na pewno istnieje o wiele więcej wad i zalet książek jako prezentów gwiazdkowych, ja pomyślałam właśnie o tych. I odebrałam dziś paczkę z książkami-niespodziankami dla Rodziców. A w sobotę wymieniłam się książkowymi prezentami z P. (tak, wiem, prezenty na Gwiazdkę dane na Mikołaja to trochę dziwny pomysł, ale nie mogliśmy się powstrzymać).
Sama sobie również kupiłam prezenty książkowe. Paczka z aros.pl była sporawa... Odebrane w poniedziałek zostały:
Genialna książka, którą kiedyś już czytałam. Pozycja obowiązkowa dla kobiet!
Jakiś komentarz jest tu w ogóle potrzebny? <3
Do tego długo się zbierałam, ale książka jest podobno na tyle ciekawa, że postanowiłam zaryzykować i ją nabyłam :)
Ostatni, brakujący tom sagi o cichociemnych. Uwielbiam te książki tak samo mocno, jak uwielbiałam serial telewizyjny.
Reasumując - nikt mi nie wmówi, że książki to zły prezent, bo wszystkie wymienione przeze mnie wady da się jakoś przekuć na zalety, no, może poza wysoką ceną. A teraz wracam do czytania mojego prezentu od P. - stara baba wzięła się za "Igrzyska śmierci" i wiecie co? Może nie jest to zbyt ambitne, bo jest skierowane do młodzieży (nie wiedzieć czemu takie książki rzadko są ambitne), ale ma coś w sobie. I cieszę się, że nadrabiam lekturę tej serii.
P.S.
Ucieszyłabym się też z misia z Fundacji TVN :) Są słodkie!
[Wszystkie zdjęcia okładek pochodzą ze strony aros.pl.]
My z Przyjaciółką mamy od lat patent na urodziny - każda mówi co chce dostać. W tym roku kupujemy sobie książki :)
OdpowiedzUsuńPopieram! Ja z moja A. od kilku lat na urodziny robimy sobie książkowe prezenty. Dopóki studiowałyśmy razem z naszą "trzecią muszkieterką", dzieliłyśmy się na dwie (a jak z naszymi mężczyznami to więcej) kosztami i ta trzecia, jubilatka, zawsze dostawała wielką pakę książek :) Najlepsze prezenty ever!
Usuńnie znam tej książki "żywe lalki", ale okładka wydaje mi się zdradą ideałów, jeśli dobrze interpretuję treść na podstawie tytułu.
OdpowiedzUsuńMnie książka wciągnęła, dużo prawdy w niej zostało zawarte. Okładka jest wierną kopią oryginalnej okładki (tak, jak zwykle w Polsce łatwiej jest przerobić okładkę niż zaprojektować nową), ale czy ja wiem, czy jest zdradą ideałów? Zależy, o jakich ideałach mówimy i jak okładkę interpretujemy. Po lekturze książki mogłam ją zinterpretować na kilka sposobów i jedyne, do czego mogłam się doczepić, to wykorzystanie włosów lalki Barbie jako łonowych ;)
Usuń