Pamiętam praktyki studenckie, które odbywałam w kilku szkołach i w cudownej Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach. Wczoraj nawet wspominałam P., jak to z moją A. znalazłyśmy w dziale audiobooków, który akurat porządkowałyśmy, zużytą torebkę herbaty. Wciśniętą między kasety magnetofonowe. I jak paskowałyśmy książki, naklejałyśmy kody... I przypomniało mi się, jak już nie miałyśmy co robić (bo wszystko odbębniłyśmy w ekspresowym tempie, jak na ambitne studentki z powołaniem przystało) i czytałyśmy dowcipy, co lepsze "sprzedając" bibliotekarzom. Koło naszego stolika przeszedł wtedy starszy pan, i wymruczał "Hmmm. CZYTAJĄ." i odszedł :) Ach, ten wspomnień czar!
Sentyment do WBP mam olbrzymi. Do tego stopnia, że niedługo znowu zaniosę tam moje CV.
A w tak zwanym międzyczasie (pojęcie istniejące podobno głównie w języku niemieckim) wypożyczam tam tony książek. Nazywam ich moim dilerem, a książki - narkotykami. Jestem od nich uzależniona, a dilera mam najlepszego w mieście :)
Książki wypożyczone wczoraj - na każdą polowałam w promocjach Biedronki i Księgarni Kumiko, w końcu wypożyczyłam... Ciekawa ich jestem jak diabli!
"Narkotyki" sprzed miesięcy ;)
W WBP w Kielcach miałam przyjemność nie tylko odbywać praktyki i wypożyczać książki, ale też pomagać przy organizacji konferencji Stowarzyszenia Edukacja Przez Internet i brać udział w kilku spotkaniach autorskich. Najmilej wspominam czerwcowe spotkanie z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk i zeszłoroczne spotkanie z Szymonem Hołownią.
24.04.2013 r. - spotkanie z Szymonem Hołownią
8(?).06.2014 r. - spotkanie z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk
(źródło zdjęcia: http://www.wbp.kielce.pl/)
Jednak w związku z moją miłością do biblioteki samej w sobie, nie zawsze byłam w porządku. Raz przetrzymałam książki w uczelnianej bibliotece (mea culpa!), ba, nawet dostałam wtedy karę!
Oto dowód - 40 groszy kary :D
No cóż. Nikt nie jest idealny.
Najlepszą biblioteką, z której zbiorów korzystam, nie jest jednak ani biblioteka uczelniana, ani WBP w Kielcach. Nie. Najlepszą jest moja własna biblioteka domowa, kompletowana przez kilkadziesiąt lat przez moich Rodziców, Dziadków, a od wielu lat również przeze mnie samą. I wiecie co? Studia magisterskie może i nie były mi potrzebne do ogarnięcia tego całego książkowego bałaganu, ale dały mi cholernie wielką satysfakcję. Poznałam pracę biblioteki od kuchni, poznałam fantastycznych ludzi i czuję się jeszcze bardziej zafascynowana instytucją biblioteki. Byłam egzaminowana z historii książki i bibliotek, z katalogowania, z wyszukiwania informacji w bazach danych (niektórych naprawdę "hardcorowych", np. amerykańskiej medycznej), ale z parzenia tej słynnej bibliotekarskiej kawy jakoś nikt nigdy nie próbował mnie egzaminować...
Nie noszę sweterków w romby. Nawet golfy mam schowane w głębi szafy. Nie noszę spódnic za kolano. Okularów ze szkłami grubości denka od butelki nie noszę od 7,5 roku. Mam kota.
Jestem bibliotekarką pracująca w domu i piszącą dla Was - i dla siebie - takie oto posty.
I jestem szczęśliwa.