Impulsem do napisania tego posta był artykuł o "wysokiej literaturze" w Biedronce, zwłaszcza komentarze pod jego udostępnieniem na facebookowym profilu "Czytam - kupuję". Czytałam je i zastanawiałam się, czy ludziom chodzi bardziej o to, że Polacy nie czytają (podobno) i nie kupują książek, czy że dyskonty sprzedają literaturę, która przez krytyków uważana jest za ambitną, a przez facebookowych fanów "Czytam - kupuję" za niewartą złotówki. Fakt - jeśli kogoś nie stać na książki, zawsze może korzystać z biblioteki. Ja osobiście każdy grosz wydaję właśnie na literaturę z górnej albo chociaż średniej półki (chyba nie jestem typową kobietą, bo na ciuchy, buty i torebki szkoda mi pieniędzy, a na książki wydaję je lekką ręką, o zgrozo!). I wcale nie uważam, że tytuły sprzedawane w Biedronce czy Lidlu są gorsze albo ludzie nie będą ich czytać. Jeśli komuś nie pasuje seria książek nominowanych do Nagrody Nike albo - co było wspomniane w komentarzach - do Nagrody Nobla (ja od siebie dorzucam Paszport Polityki i inne nagrody - choć te trzy są chyba w Polsce najbardziej popularne) bo uważa je za nic niewarte gnioty, to sorry - nie musisz ich człowieku czytać. Zostań przy mniej ambitnej literaturze. Choć dla niektórych ambitne są nawet Harlequiny.
Wychodzę z założenia, że nieważne co czytamy - grunt, że to robimy. Korzystam często z biblioteki. Kupuję książki, starając się choć trochę dać zarobić autorom, bo wiem, jaki to ciężki kawałek chleba. Kupuję, bo lubię wracać do książek. Kupuję na zapas (zarzut na Facebooku brzmiał mniej więcej "kupują a nie czytają"), bo niektóre książki w moim domu muszą swoje odleżeć. "Zaginiona róża" Serdara Ozkana czekała długo, a przeczytałam ją w godzinę. "Pamiętne lato" Lesley Lokko czekało rok, ale byłam nim zachwycona. Tak to już po prostu ze mną jest. Dlatego właśnie kupuję - z biblioteką nie ma tego komfortu i możliwości odłożenia książki "na za trzy miesiące", bo czeka na nią inny czytelnik. A ja po prostu lubię to leżakowanie książek. Są jak wino - im dłużej poleżą, tym bardziej się nimi delektuję.
Wracając do tematu ambitnej literatury w Biedronce... Wczoraj nie mogłam sobie odmówić czterech tytułów, których ceny były naprawdę przystępne. Gdybym już nie miała swojego egzemplarza, polowałabym też na "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator... Wypowiadający się na Facebooku narzekali na ceny tych książek - 23,99 i 29,99 zł. Podobno są za wysokie. Prawda jest taka, że za wszystkie w księgarni trzeba by zapłacić o wiele więcej. Ach, właśnie! Biedronka podobno zabija księgarnie! Robi im bezczelnie konkurencję, a kto by chciał spojrzeć na książki w dyskoncie spożywczym? Otóż JA. Ja bym chciała. I mnóstwo moich znajomych. Moje niedzielne wieczory uwieńczone są wejściem na stronę www Biedronki i sprawdzeniem, co nowego będzie w promocji książkowej. Bo naprawdę warto z nich korzystać.
I być może wszystkie te książki przeleżą kilka dni, tygodni czy miesięcy, ale zostaną w swoim czasie przeczytane. Bo literatura "wysoka" nie jest mi straszna. Być może Ci, którzy ją krytykują, po prostu jej nie rozumieją. Ja też nie udaję, że rozumiem wszystkie książki - to byłoby niemożliwe. I nudne. Przyznaję otwarcie, że ambitną literaturą zaraził mnie na amen mój wykładowca literatury współczesnej. Zaciekawił mnie już na pierwszych zajęciach, pozwalając nam z długiego spisu wybrać książki, które chcemy przerabiać na zajęciach (choć nie lubię słowa "przerabiać" - źle mi się kojarzy, jakbym mełła książki i je wypluwała w formie papki). Niektóre były bardzo trudne, niektóre banalnie proste w odbiorze. Ale dzięki Profesorowi poznałam wiele powieści laureatów Nagrody Nike czy Paszportu Polityki, których do tej pory nie czytałam. Za to będę mu wdzięczna do końca życia. Sprawił, że przestałam się bać choćby prób odbioru KAŻDEJ książki, jaką umieścił na swojej liście lektur. Tak, znany już przeze mnie Pilch też tam był. I Pilot, Myśliwski (to było moje kolejne do niego podejście, udane oczywiście), Terakowska (sic!) i Gretkowska.
Nie zmienia to faktu, że lubię czasem sięgnąć po coś typowo prostego i nieskomplikowanego. Czasem jednak nawet prosta beletrystyka jest ambitna. W każdej książce można znaleźć coś wartościowego, trzeba tylko chcieć. I tu dobrą robotę robią wydawcy czasopism kobiecych. Dwutygodnik "Pani Domu" z okazji swoich 20 urodzin dołączył do niektórych egzemplarzy książki - dwie niby niezbyt ambitne powieści dla kobiet, jedną fantastykę i... "Zimową opowieść" Marka Helprina. Za 11,99 zł.
Ja co prawda swój egzemplarz dostałam już jakiś czas temu od P., ale byłabym gotowa kupić drugi dla Mamy. W zasadzie gdybym miała na tyle pieniędzy - kupiłabym po egzemplarzu dla wszystkich bliskich znajomych. Bo to naprawdę cudowna książka. A grzechem byłoby nie skorzystać z takiej promocji, gdy jej cena rynkowa to blisko 50 zł.
Reasumując, książki nie zawsze są drogie. Wiem, że Polak chciałby mieć wszystko za darmo (patrz: piractwo e-bookowe - ale to temat na odrębny wpis) albo wręcz z dopłatą, ale bez przesady. Jakoś trzeba zadbać o rynek wydawniczy, prawda? Nawet kupując w Biedronce. Pokażmy, że Polska nie jest krajem ludzi nieobeznanych z literaturą... I doceńmy wysiłek pisarzy.
Ja coraz bardziej uwielbiam Biedronkę za jej książkowe promocje i zawsze znajdę coś dla siebie. Jasne, ceny nie zawsze są najniższe z możliwych ("Niebko" kupiłam mniej niż miesiąc temu w jakiejś taniej księgarni za 9,90), ale i tak są dużo niższe niż regularne i warto korzystać. Obawiam się jednak, że to czcze gadanie - kto kupuje i czyta książki, robił to w przeszłości i będzie to robił dalej, a innych pewnie nie przekonamy.
OdpowiedzUsuńKocham książkowe promocje i staram się je odnajdywać w Internecie, tanich księgarniach, a także w Tesco, marketach ze sprzętem elektronicznym (!) czy właśnie w Biedronce. Bo książki w najbardziej popularnych polskich księgarniach są drogie, może nie "bardzo", ale jeśli człowiek się stara, jest w stanie kupić zamiast jednej książki dwie lub trzy. Więc jestem zachwycona Biedronką, oczy mi się świecą na widok tych wspaniałych książek, bo NIE WAŻNE CO SIĘ CZYTA, WAŻNE ŻEBY CZYTAĆ.
OdpowiedzUsuńI niech nawet Pan Kowalski kupi książkę tylko dla szpanu, żeby pokazać, że też książkę kupić umie, że to żadna filozofia. Książki są cierpliwe, nie trzeba ich czytać od razu. Książka poczeka rok, dwa, przeczeka nawet całe pokolenie. Więc niech książki rzucają się nam zza pomidorów, podpasek i niech będą dodawane do biletów w kioskach. Bo warto!
Ja ostatnio w biedronce kupiłam ,,W śnieżną noc" Johna Greena. Udało mi się upolować ostatni egzemplarz! Książka nie jest jakiejś gorszej jakości, nie wiem o co im chodzi :)
OdpowiedzUsuń