niedziela, 18 stycznia 2015

O bibliotece...

Brzmi to jak tytuł mojego ulubionego wykładu Umberto Eco, co?

W nocy myślałam nad tym, jakie mam wspomnienia związane z bibliotekami. Trochę tego było - na każdym etapie edukacji moja szkoła miała bibliotekę, do tego biblioteki miejskie w dwóch miastach... Praktyki... Doszłam do wniosku, że jestem skazana na życie wśród książek i bardzo mi to odpowiada.

1. Biblioteka domowa

Z tą miałam styczność od zawsze. Nauczyłam się płynnie czytać w wieku ok. 4 lat, co oznacza ćwierć wieku mojego czytania. Z okazji jubileuszu kupię sobie książkę :P Wracając do tematu - była to pierwsza biblioteka, z jaką miałam styczność. Rodzice zawsze dużo czytali, więc automatycznie i mnie weszło to w krew. Nie znałam innego sposobu produktywnego spędzania wolnego czasu, więc do tej pory umiem czytać i pisać (zatrzymałam się chyba na poziomie pierwszych klas podstawówki), a nie umiem gotować i jestem (jeszcze) mało "sportowa". Bo w końcu jak uprawiać sport z książką w ręce? Gotować jeszcze się da, choć ciężko mi sobie wyobrazić np. zawijanie sushi, kiedy mam ręce ufajdane ryżem, i jednoczesne czytanie. W grę wchodzi jedynie audiobook, ale jakoś nie jestem ich zagorzałą fanką.

W bibliotece domowej mamy przeróżne zbiory. Jako dziecko łykałam klasykę, Taty książki o górach, ba, nawet Mamy medyczne próbowałam czytać. No i byłam stałym klientem księgarni, która już od lat nie istnieje (a szkoda - ale może następnym razem napiszę taki post o księgarniach). Moja kolekcja książek dla dzieci, a potem młodzieży była jak na tamte czasy kolosalna. A nie zapominajmy, że wtedy wszystko to trochę inaczej wyglądało i oferta była uboższa.

A potem poszłam do szkoły...

2. Biblioteka szkolna w podstawówce

Pamiętam w sumie tylko trzy fakty z nią związane: dzień, w którym się do niej zapisałam (i jak bardzo się z tego cieszyłam), to, że potem oddałam do niej sporo książek, żeby inni z nich korzystali, no i pamiętam rudą bibliotekarkę, którą spotkałam po latach z okazji Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego (byłam wtedy wolontariuszem w mojej szkole, która była z okazji GDDK obiektem do zwiedzania) i której się przyznałam, że to pod m.in. jej wpływem zostałam bibliotekarką. Pamiętam też jak przez mgłę pomieszczenie biblioteki, dosyć skromne, ale z charakterem. I że biegałam tam dosyć często. Potem przenieśli je z piwnic na piętro i biegałam dalej, ale zamiast po schodach na dół, to na górę ;) Biblioteka "wzniosła się na wyżyny".

3. Biblioteka szkolna w gimnazjum

Jestem pierwszym rocznikiem reformy edukacji w 1999 roku i dzięki temu miałam przyjemność być czytelniczką biblioteki gimnazjum. Niby różnica żadna, bo większość bibliotek szkolnych jest do siebie podobna, ale pamiętam niezbyt sympatyczne bibliotekarki i pokazy filmów, które organizowała nam nasza cudowna polonistka. W tamtych czasach bardziej skupiałam się na teatrze szkolnym i gazetce szkolnej.

4. Biblioteka szkolna w liceum

Tu zatrzymam się dłużej. To była pierwsza biblioteka, z której nie chciałam wychodzić. Do tego stopnia, że trafiłam do aktywu bibliotecznego (co bolało jedną z nauczycielek, która nie lubiła aktywnych uczniów - a ja nie dość, że w aktywie, to jeszcze przewodnicząc klasy i w ogóle uspołeczniona jakaś byłam... Krótko mówiąc, miałam u niej przesrane). Bibliotekę prowadziła cudowna pani Nina, rusycystka, teraz już od lat na emeryturze. Długie godziny z nią spędzone upewniły mnie w mojej decyzji - będę studiowała bibliotekoznawstwo. Pamiętam wypisywanie kart, wypożyczanie książek innym uczniom, lekcje biblioteczne... Pamiętam komputeryzację biblioteki, w której pomagałam. I pamiętam, jak już po maturze, we wrześniu (tuż przed moim wyjazdem z Gliwic do Kielc, na studia) ratowałyśmy zbiory przed zalaniem. Udało się! Mój pierwszy, osobisty sukces związany z działaniami na rzecz książek ;) Kontaktu z panią Niną już co prawda nie mam, nad czym ubolewam, ale ona wie, że była moją mistrzynią, a ja jej uczennicą. Wiele jej zawdzięczam - dzięki niej nie poszłam na studia kompletnie zielona bibliotekoznawczo :) Sentyment pozostał.

5. Biblioteka miejska w Gliwicach

Zapisałam się w liceum do jednej z filii (tak późno, bo nigdy nie musiałam się zapisywać do biblioteki miejskiej - wystarczała mi szkolna i domowa). To był romans kilkuletni, gwałtownie zakończony śmiercią ulubionej bibliotekarki. Na studiach, z racji dzielącej Gliwice i Kielce odległości i braku wsparcia w bibliotekarce, która zawsze przedłużała mi książki, ciężko mi było oddawać moje lektury w terminie, więc przestałam do niej uczęszczać. Czasem żałuję, bo miała fajny klimat i nawet ciekawe zbiory.

6. Biblioteka miejska w Kielcach

Tu też zapisana byłam do jednej z filii, która aktualnie już nie istnieje, jest połączona z inną. A szkoda. To była chyba moja ulubiona mała biblioteka. Nigdy nie wychodziłam z niej z pustymi rękami, a i bibliotekarze byli całkiem sympatyczni. Od dawna odkładam spacer do biblioteki, do której przenieśli ich zbiory, ale chyba w końcu się tam wybiorę.

7. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach

Moja największa biblioteczna miłość. Sam spacer do niej powoduje, że jaram się jak dziecko nową zabawką. Każda wizyta to niespodzianka - co dziś wypożyczę? Często udaje mi się trafić na naprawdę świetne, nowe książki. A i bibliotekarzy znam, bo miałam tam praktyki na studiach. Wspomnień mam mnóstwo, łącznie ze znalezieniem wśród kaset magnetofonowych w dziale książki mówionej... Torebki Liptona. Może ktoś chciał zadbać o bibliotekarzy ;)

Uwielbiam też spotkania autorskie organizowane w tej bibliotece. Po prostu uwielbiam. To nic, że średnia wieku to czasami 50+ i ludzie ze zdziwieniem patrzą na kobietę przed 30, wyglądającą jak osiemnastolatka. No cóż, nie wszyscy młodzi ludzie mają w nosie książki i autorów. Ja mam ich w sercu!

Spędzanie czasu w WBP to sama przyjemność. Panie Dyrektorze - w dalszym ciągu będę do Was uparcie składała CV!!! :)

8. Biblioteka Główna Uniwersytetu Jana Kochanowskiego

Nazwy zmieniała wraz z nazwą uczelni. Teraz mieści się w wielkim, nowym budynku na campusie UJK, którego nie było mi już dane poznać "od środka". Ja pamiętam ją jako tajemnicze miejsce w starym budynku przy ulicy Leśnej, gdzie też studiowałam. Praktyki odbyte po 1 roku studiów sprawiły, że poznałam ją z bliska i naprawdę polubiłam. Bibliotekę, jej zbiory i pracowników.

9. Biblioteka SP im. Baczyńskiego w Kielcach

Praktyki wśród dzieciaków. Ktoś powiedziałby - chaos. Ja mówię: KOCHAM. Wspominam je bardzo miło, tym bardziej, że bibliotekarki były genialne, pomocne i ogólnie kochane, dzieciaki urocze, a potem odbyłam w niej jeszcze egzamin - lekcję biblioteczną. Było... No cóż. Było ekstra.

10. Biblioteka LO im. Żeromskiego w Kielcach

Jak wyżej. Tylko dzieciaki zastąpili licealiści. Co najzabawniejsze - wypożyczałam w niej książki i byłam obecna na lekcji bibliotecznej, w której uczestniczyła niejaka A.P. ;) Po bibliotekoznawstwie postanowiłam skończyć też dziennikarstwo. Wchodzę na uczelnię pierwszego dnia, spotykam A.P. i moje postanowienie "nie zamierzam się z nikim przyjaźnić, bo to gówniarze" poszło się kochać. A.P. została moją przyjaciółką i do dziś śmiejemy się z tego, że byłam jej panią nauczycielką ;)


Co najważniejsze - każda z tych bibliotek była inna, każda wniosła w moje życie coś nowego. Każdą na swój sposób pokochałam. Każda po kolei niejednokrotnie ratowała mi tyłek w sytuacjach kryzysowych. I w każdej mogłabym pracować, o co zabiegam kilka razy do roku ;) O innych bibliotekach, tych, które odwiedzałam w Europie - pisałam we wpisie o podróżach.


A jakie są wasze wspomnienia związane z bibliotekami?

2 komentarze:

  1. Biblioteki, och, biblioteki. Moje początki to wakacje u babci i jej mała biblioteczka. A kiedy tego było mało - chodziłyśmy razem do biblioteki miejskiej i babcia wypożyczała mi książeczki z serii "Poczytaj mi, mamo!". W szkole podstawowej była GENIALNA biblioteka, z której korzystałam tak chętnie, że...przeczytałam większość książek. Zaczął się więc czas miejskiej biblioteki - dzięki tacie, który zwoził mi książki za każdym razem, kiedy chorowałam. Tym razem przeczytałam więc to, co lubił tata: Pana Samochodzika i przygody Tomka.
    I tak mi zostało do dziś. Książki, książki... książki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. moja pierwsza biblioteka to... szafa w piwnicy mojej babci :) gdzie wszystkie książki były poukładane tak wysoko, że musiałam ułożyć jeden na drugim trzy taborety i i tak nie mogłam ich dotknąć.. z czasem zaczęłam dosięgać, stojąc tylko na jednym. Niestety zachowała się tylko jedna książka z tego zbioru - powodem było podtopienie piwnicy :(

    OdpowiedzUsuń