Autorka
książki to była dziennikarka tabloidowa. W bezlitosny sposób
odsłania przed czytelnikami prawa, jakimi rządzą się redakcje
tego typu gazet. Jej przygody byłyby materiałem na dobry
serial telewizyjny – każdy rozdział książki to kolejna
„sztuka”, jaką Sharon Marshall opanowuje na drodze kariery
dziennikarskiej. Choćby nie wiadomo jak głupie polecenia wydawał
jej Naczelny, ona realizuje je z determinacją godną uczestnika
igrzysk olimpijskich. Bo praca w redakcji tabloidu przypomina karierę
sportową. Nie wiadomo, jak długo utrzymasz się na topie, starasz
się być najlepszy i walczysz z całym mnóstwem rywali,
pretendujących do miana zwycięzcy. Czasami nawet trafi się gratis jakiś
dopalacz z redakcyjnej szafki.
Źródło: Internet
Wszystkie
opisywane w książce historie są prawdziwe, chociaż czasem trudno
w to uwierzyć. Większość z nich wydaje się być absurdalna, ale
jak wiadomo – życie potrafi nas nieźle zaskakiwać... Sharon
Marshall potrafi sobie z tym zaskakiwaniem całkiem nieźle radzić i
w wielu przypadkach bywa bezwzględną redaktorką, szukającą
materiałów na pierwszą stronę. Wyśmiewa takie zachowania, czym
uderza również w samą siebie – i najwyraźniej jej to nie
przeszkadza.
Książkę
Sharon Marshall czyta się z zapartym tchem, jak najlepszą powieść
akcji. Dawno już nie spotkałam się z takim żartobliwym
samokrytycyzmem ze strony autora. Mam wrażenie, że Sharon Marshall
swój rachunek sumienia przypłaciła wilczym biletem do wszystkich
redakcji tabloidów, jednak świat, jaki odkrywa przed czytelnikiem,
nie zachęca do życia w nim. Całkiem możliwe, że książka stała
się pewnego rodzaju rozliczeniem z przeszłością dziennikarską.
Reasumując
– jeśli lubisz być obrażany, gryziony przez psy celebrytów i
jesteś gotów życiem prywatnym płacić za wykonywanie zawodu –
zostań redaktorem w tabloidzie. I nie mów, że Sharon Marshall Cię
nie ostrzegała!
_________________________________________________________________________________
Recenzja pierwotnie opublikowana na nieistniejącej już stronie e-vive.pl (czyli stronie również nieistniejącej już redakcji, w której miałam przyjemność przez pewien czas pracować) w 2012 roku. Oryginalna recenzja przepadła razem ze stroną www, ale od czego są zachowane maile z tekstami :) Będę Was tu nimi raczyła co jakiś czas, bo recenzowałam wtedy całkiem niezłe książki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz