piątek, 28 listopada 2014

Grubsze znaczy lepsze!

I nie chodzi tu o słynne "kochanego ciałka nigdy za wiele"/"to nie tłuszczyk, to erotyczna powierzchnia użytkowa". Choć tak właśnie podchodzę do tych spraw ;) Dziś chodzi mi głównie o grube książki i ich deprecjonowanie przez wiele osób.

Od dziecka słyszałam w szkole, że grube książki są nudne, okropne i w ogóle powinno się je spalić. To zdziwienie w oczach koleżanek i kolegów z klasy, kiedy łykałam jak szalona te wszystkie opasłe tomiszcza - bezcenne! Bo jak można czytać coś, co ma powyżej 150 stron?

Otóż można.

Postanowiłam sprawdzić, jak wiele umiarkowanie grubych książek znajdę w swoich skromnych kieleckich zbiorach. I wiecie co? Chyba tego sporo.


(z góry przepraszam za jakość, na końcu wpisu będą zbliżenia ;))

Postanowiłam rozpisać sobie wady i zalety grubych książek. Średnio na jeża wyszło mi z wadami, za to zalet jest sporo!

Wady:
- ciężar,
- objętość zajmująca miejsce w bagażu - jeśli wyjeżdżamy (nie dotyczy e-booków),
- opasłe e-booki czyta się gorzej niż opasłe tomiszcza drukowane,
- chu...de książki nie mają pękających grzbietów. Wcale nie chciałam napisać o pękających grzbietach, używając wulgaryzmu. Wcale. No dobra, żartuję. Chciałam. Bo taka prawda.

Zalety:
- objętość starcza na wiele godzin delektowania się lekturą,
- można wypić przy czytaniu dużo herbaty/kawy, a przecież nawadnianie organizmu jest ważne ;),
- jest co czytać, nawet wtedy, kiedy zabierasz na wyjazd jedną książkę,
- fajnie leży w rękach - zwłaszcza tom wydany w twardej oprawie,
- stos grubych książek może udawać stolik nocny,
- samoobrona! Jak komuś przyfasolisz takim tomiszczem, możesz go naprawdę nieźle uszkodzić...
- ...albo on Ciebie... No dobra, to wada.
- cena nie różni się od ceny cienkiej książki,
- wymówka "Nie mogę teraz, bo czytam" starcza na dłużej,
- jeśli książka jest wciągająca, nie chcesz się od niej odrywać - czyli przepadasz na cały dzień. Albo kilka dni,
- autor jest w stanie przedstawić szczegóły, które normalnie by pominął.

Tu następuje cytat z Królowej Adosławy, która obchodzi dziś kolejne osiemnaste urodziny, a która wczoraj wręczyła mi "Zaginioną dziewczynę" jako prezent urodzinowy:

"Niektórzy się zastanawiają: o czym można tak dużo (i grubo) pisać. Ale inaczej nie da się w książce zawrzeć wszystkich elementów, które są bardzo istotne dla takich książek jak chociażby "Zaginiona dziewczyna'..."

(Całusy, Aduś :* Czy teraz, kiedy o Tobie napisałam, cieszysz się jeszcze bardziej z przyjaźni ze mną?)

Reasumując, grube książki są naprawdę fajne. Wymiatają. I może czytanie ich zajmuje więcej czasu, a mnie życia nie starczy, żeby przeczytać wszystko to, co mam w swoich zbiorach, ale przysięgam - spróbuję! Nawet za cenę grubej Karoliny, która gromadzi tłuszczyk, siedząc na kanapie i pochłaniając to wszystko.

(P. właśnie mi zasygnalizował, że taka opcja nie wchodzi w rachubę, więc... Trochę ruchu nie zaszkodzi! Przecież można czytać w wielu miejscach i pozycjach :D)


Takie drobne porównanie - najcieńsza Gaskell i Flynn :)



A teraz część dla czytelników pełnoletnich - bo erotyczna - ZBLIŻENIA (przepraszam za jakość, srajfon odmawia mi już posłuszeństwa, a i wywaliłam się do tyłu w pewnym momencie - chyba z wrażenia... I wielkie sorry za brak np. Hardego Portiera, znaczy "Harry'ego Pottera" - został u Rodziców. A jest objętościowo, jak wiadomo, dosyć ciekawy):



(tak, to tu mną zachwiało :D)






Życzę Wam jak najwięcej takich grubych, wciągających książek! Cienkich też Wam życzę dużo, bo jakby nie było - książka to książka. Nie ma dyskryminacji :)

9 komentarzy:

  1. Oj tak, zgadzam sie w 200% te grube są lepsze��.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham grube, no ale jaki pan taki kram :P dziś przez Ciebie ręka mi drżała, nad Gaskell. Ale kupiłam Księgi Jakubowe <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie drży ręka nad 99% książek. Czasem nawet nad książkami dla dzieci i młodzieży. Bo i te warto znać, zwłaszcza wtedy, kiedy jest się bibliotekarzem (choć bez zatrudnienia...) :)

      Usuń
  3. Moja ulubiona gruba książka jest "Źródło" Ayn Rand i przypały mi do gustu bardzo tomy Stiega Larssona. Wszystko zależy od autora. Jedni napiszą gruba książkę bez zbędnych dłużyzn,a nie oszukujmy się są tez i książki przegadane i na siłę pisane.

    Bastet z Instagrama :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam właśnie "Papugi z placu D'AREZZO" E.E.Schmitt.Jest świetna i...gruba 764 strony :) polecam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja znalazłam jeszcze jedną wadę grubych książek, jednak nie tyczy się ona wszystkich opasłych tomiszczy. Mam taki zwyczaj (jak i wielu innych czytelników) kończenia rozpoczętych lektur, nawet jeśli mi się nie podobają. Nie umiem też czytać kilku książek na raz, więc dopóki nie skończę jednego tytułu, nie zaczynam drugiego. Tak więc jeżeli taka nudna/męcząca/po prostu słaba pozycja ma 400 stron (niedajboże 900) to utykam w niej na długo i odechciewa mi się wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem z tych nudnych można zbudować półkę na te fajne ;) Albo domek dla kota.

      Usuń
    2. A jak to są grube biblioteczne książki? ;)

      Usuń