wtorek, 17 lutego 2015

Trylogie książkowe :)

Pierwotnie miał to być tekst o dwóch trylogiach, na które ostatnio polowałam - "Stulecie" Kena Folletta i tę o Szackim Miłoszewskiego. Rozejrzałam się jednak nieopatrznie po swoim pokoju i zgłupiałam - nie sądziłam, że aż tyle trylogii posiadam w swojej kolekcji!


Zdjęcie zrobione, zanim odkryłam jeszcze trzy komplety książek ;)

Zaczęłam się zastanawiać, co takiego fajnego jest w trylogiach. Niektóre książki są po prostu rozwijane do tej formy, niektóre są trylogiami, zanim jeszcze na dobre powstaną, a niektóre trylogie bywają potem rozwijane przez innych autorów (patrz: nowa książka - kontynuacja na podstawie trylogii Larssona). Niektóre są wycinkami większych serii, jak "Trylogia z Oslo" Jo Nesbo, "Cukiernia pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk czy "Tysiąc dni..." Marleny de Blasi. Łączy je jedno - warto je czytać po kolei i poznawać historię od początku do końca. Podobnie było z "Harrym Potterem" czy innymi seriami liczącymi więcej niż trzy tomy - pomijam "Sagę o Ludziach Lodu" i jej kontynuacje, bo to już typowa dla tego typu literatury skandynawska przesada ;) 

Minus trylogii to ten, że ciężko je upychać na półkach przy hurtowej ilości książek w domu :D

A teraz krótko o trylogiach, które sama posiadam:




Tom 4, nowego autora, już w tym roku. Mam jednak mieszane uczucia...



(chyba najwyższa pora zainwestować w nowe wydania, hmmm?)




I niekompletne - jeszcze - trylogie...


"Motylek" aktualnie jest u mojej K. :) Tom trzeci już za tydzień! :)


Całkiem przypadkowo kupiony pierwszy tom, niby tematyka mnie nie interesuje, a seria wciąga...


Trzeci tom ukazał się całkiem niedawno, jednak w innej okładce - a to w tych jestem zakochana - nowe wydania tej serii mnie nie kręcą.



Te trylogie kojarzy chyba każdy z nas - mniej lub więcej, ale kojarzy. Nie przez wszystkie przebrnęłam od początku do końca, ale będę próbowała do skutku!

Inspiracją do wpisu były jednak dwie wyczekane, wyszperane jak najtaniej trylogie, które cieszą moje oczy od niedawna: Follett od piątku, Miłoszewski od trzech godzin :)



Postanowiłam, że trylogia Miłoszewskiego będzie czytana poza kolejnością - plany wzięły w łeb w momencie, kiedy w czasie wizyty u Rodziców z P. poszłam do Carrefoura. Tam z półki sklepowej patrzyła na mnie trylogia Folletta... Za 39,99 za tom (cena rynkowa jest wyższa średnio o 20 złotych). Nie oparłam się, przygarnęłam cały komplet i przepadłam. Zakochałam się. Po raz pierwszy od kiedy pamiętam - czyli od naprawdę wielu lat - czytam JEDNĄ książkę naraz. I ani myślę o innych, nawet Miłoszewski poszedł w odstawkę, choć jestem go cholernie ciekawa. Jedyny plus to ten, że teraz mam mniejszego stresa, że go nie kupię tanio w pakiecie (ale o tym zaraz) i może sobie leżeć na półce. Albo gdziekolwiek tam, gdzie go wcisnę, bo na półkach już brakuje mi miejsca, o zgrozo. Wracając do Folletta - nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie. Zanim się zorientowałam, przeczytałam już kilka rozdziałów. Tu nie ma możliwości odłożenia książki - wciągam ją jak narkoman kokainę. Naprawdę. Aż sama się sobie dziwię. I nie rzucę tego nawet dla Miłoszewskiego!

A o co chodziło z tanimi pakietami? Otóż trylogia o Szackim w boxie kosztuje 79,99 zł. Nigdzie w Internecie nie była już dostępna, a w księgarni stacjonarnej nie chciałam przepłacać (w 2015 roku weszłam w tryb "oszczędność"). Jakimś cudem odkryłam, że od 11.02 box będzie dostępny na ravelo.pl za niecałe 60 złotych. Na Arosie go wtedy nie było. Czekałam więc cierpliwie do lutego i... wtedy boxy pojawiły się na Arosie. Jeszcze taniej. Było ich jakieś 50, więc uznałam, że poczekam do końca miesiąca na trzeci tom książek Katarzyny Puzyńskiej (ha! kolejna trylogia!). W niedzielę zajrzałam na aros.pl - i zdębiałam. Pakietów zostało już tylko 23. Zamówiłam. Wczoraj, mniej więcej o 12:50 (jestem chyba dobrym książkowym detektywem-stalkerem, bo sprawdzałam stan magazynu co 5 minut) sprzedano ostatni box Miłoszewskiego. A ja się cieszyłam, że mój jest już w drodze do mnie... To się nazywa fart!


Reasumując - trylogie uwielbiam, bo jeśli historia jest wciągająca, mogłabym ją czytać miesiącami, delektować się nią i żal mi, kiedy się kończy. Z tego powodu nigdy nie czytałam trzeciego tomu "Millenium" Larssona - bo nie chcę, żeby to był koniec. Odkładam go od dobrych pięciu lat.

A wy? Którymi trylogiami się tak delektujecie jak ja aktualnie Follettem? :)

6 komentarzy:

  1. Mam to samo wydanie trylogii Tolkiena, jeszcze z biblioteczki taty. I choć może kiedyś sprawię sobie nowe, to jest absolutnie moim nr 1 jeśli idzie o wszystkie trylogie, jakie posiadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że większość moich trylogii pokrywa się z tymi, które Ty masz...
    Trylogie lubię bardzo i zawsze czytam po kolei, w związku z czym wkurza mnie czekanie na kolejny tom (np. Motylka jeszcze nie czytałam, bo czekam na trzecią część i przeczytam "ciurkiem" ;). O Follecie nic nie wiem, ale skoro tak bardzo polecasz, to przynajmniej zapoznam się w czym rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to za autor i tytul ksiazki odnosnie kontynuacji Larssona? Zainteygowalas mnie!
    A co do tomu III to czytaj! Najslabsza ze wszystkich, mozesz byc zawiedziona (jak ja 😔) wiec szkoda tyle odkladac 😝

    OdpowiedzUsuń
  4. ja delektowałam się nie tylko trylogią ale całą serią autorstwa Jo Nesbo i miałam ochotę wyć z rozpaczy jak przeczytałam ostatni tom o Harrym Hole.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam to samo wydanie Władcy Pierścieni. I mój pierwszy tom tak samo zgubił róg okładki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja jedną część Larssona kupiłam za 1.99 - czasem dobrze odwiedzić sklepy po 2.99 :D

    OdpowiedzUsuń