wtorek, 14 kwietnia 2015

Literatura podróżnicza - czyli jak podróżować, nie ruszając się z domu ;)

Zawsze lubiłam podróżować. Poznawać nowe miejsca, ludzi... Potem, im byłam starsza - tym dalsze wyprawy odbywałam (patrz: jeden z pierwszych postów na blogu, ten o podróżach literackich). Poznawanie nowych kultur, krajów stało się dla mnie najlepszą rozrywką, na którą zawsze czekałam i czekać będę z utęsknieniem. Wiadomo, że finansowo wygląda to różnie, a sama nie byłam na wakacjach od czasu wyjazdu do Paryża w 2011 roku - pominąwszy pewien letni wieczór w Pradze, gdzie spontanicznie pojechaliśmy ze znajomymi, "bo w Zakopcu lało". Tak, podróże to też niespodzianki, każdy to wie.

A kiedy nie ma pieniędzy/czasu na podróż? 

Odpowiedź jest jasna. Bogu dzięki za literaturę podróżniczą! :) Od dziecka zaczytywałam się we wspomnieniach z odległych krajów, opowieściach z podróży po innych kontynentach. Kilka lat temu miłość do tej literatury narodziła się we mnie na nowo, nawet intensywniejsza niż kiedyś - bo już "liznęłam" trochę Europy.

Kiedyś uwielbiałam literaturę "górską". O Tatrach (bo blisko) i Himalajach (bo znajomi tam bywali) była najfajniejsza, niektóre pozycje czytało się jak niezły thriller. Największe chyba wrażenie wywarła na mnie (wydana w roku mojego urodzenia) książka "Na jednej linie" autorstwa znanej himalaistki Wandy Rutkiewicz. 

Źródło: Internet 
(bo do Rodziców mam za daleko i nie zrobię własnego zdjęcia ;))

Potem przyszła pora na typowe książki podróżnicze. Cała seria z "Iskier" - wszystkie tomy, jakie tylko były w domu - była dla mnie czymś wspaniałym. Teraz wydania te słabo nadają się do czytania - boję się, że rozlecą mi się w rękach... :( 


Taką kolekcję (u góry cztery książki gratis) mam skitraną u siebie w pokoju ;)

Przez całe lata zwiedzałam z Rodzicami Polskę, wyznając zasadę: "Cudze chwalicie, swojego nie znacie - to poznacie!". Od Wschodu po Zachód, od Południa po Północ. Wzdłuż i wszerz. Do tej pory nie widzieli mnie tylko na Mazurach - ale i to jest do narobienia. Muszę przyznać, że z takimi Rodzicami (taternicy, grotołazi a do tego książkoholicy) miałam naprawdę świetne dzieciństwo. Poznałam masę ciekawych osób - rodzinę zdobywcy Everestu, Andrzeja Czoka, który niestety już nie żyje, poznałam Janusza Baranka, zdobywcę m.in. Lhotse, z którym miałam przyjemność wspinać się na skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej... Ach, wspomnienia mam cudowne! Tyle opowieści o górach z pierwszej (lub drugiej) ręki, tyle wrażeń! 

A potem dorosłam. 

Literatura górska odeszła w zapomnienie, tak jak planowane kupno nowego sprzętu do wspinaczki. Grzecznie skończyłam szkołę, studia... Odwiedziłam Ukrainę, Litwę, Niemcy (wymiana uczniów - polecam każdemu - jeśli Wam już się to nie uda, wysyłajcie na takie wymiany swoje dzieci - to świetna przygoda), Czechy, Tunezję (po maturze miałam przyjemność odbyć tam super wyprawę - na Saharę wybyliśmy na wielbłądach, zjeździłam też w kilka dni prawie cały ten piękny kraj i wcale nie było mi wstyd, że jestem tam turystką!), Francję, Wielką Brytanię, zahaczyłam też przejazdem o Belgię i Luksemburg. I na nowo sięgnęłam do literatury podróżniczej.



Do każdej z tych książek mam ochotę sięgać, kiedy za oknem leje albo kiedy po prostu mam ochotę na jakąś podróż. Powyższe książki napisali dziennikarze, osoby znane i lubiane/cenione. Pamiętam pierwszą lekturę książki Michaela Palina. To było takie wielkie WOW. Napisał jeszcze książkę o Himalajach, ale ta leży na półce u Rodziców ;) To świetny pomysł - wyruszyć w wyprawę śladem bohaterów znanej książki (podpowiedź: Verne). Jeszcze lepszy - opisać ją :) Cudownie mi się czytało również książkę Elizabeth Gilbert. Długo nie mogłam się do niej przekonać, wydawało mi się, że będzie ckliwa i infantylna. Jakże się myliłam! Zakochałam się w niej z miejsca. Duetu Mellerów nie muszę reklamować - do podróży po Gruzji na pewno mnie zachęcili. Kraśko, Wojciechowska i Pawlikowska - no comment. Klasa. Jarosław Kret - brakuje mi jego książki o Indiach, tę kupiłam z "Gaumardżos!" w pakiecie i nie żałuję :)

A kiedy kilka lat temu powstała seria "Bieguny" (o której na studiach moja M. pisała pracę licencjacką) - przepadłam. Po prostu PRZEPADŁAM. Teraz Carta Blanca podlega pod PWN, ale oferta w tej konkretnej serii jest niezmiennie bardzo ciekawa. Zaczęłam ją kolekcjonować od książki Jarka Sępka "W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu). Potem poszło już szybko i z górki ;)



Kupuję te książki z serii, które mnie najbardziej interesują - na szczęście w mojej taniej księgarni mają spory wybór :D Dziś dokupiłam książkę Anny Wojtachy (żałuję, że kiedy na mojej uczelni odbywało się spotkanie z nią - ja byłam w pracy...) oraz matki i córki - Claire i Mii Fontaine. I naprawdę diabelnie mnie do tej ostatniej ciągnie! 

Dlatego choć teraz "bida z nyndzą", podróżować mogę zawsze - w czasie lektury. Dałam się zaczarować tej serii i uważam ją za jedną z ciekawszych na rynku wydawniczym.


Moi drodzy - jeśli Wy też lubicie podróżować, pamiętajcie: palcem po mapie to też podróż, ale lepiej usiąść wygodnie, z nosem w książce podróżniczej i dać się porwać... A potem, w miarę możliwości - odwiedzać miejsca, o których czytamy. Wtedy jest to podwójnie przyjemne :)

3 komentarze:

  1. A kolekcjonujesz moze serie reporteskie (nazwalabym je tez podrozniczymi)z Wydawnictwa Czarne?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam kilka książek z tej serii :) "Angoli" Ewy Winnickiej (poprzedni tom mam w formie e-booka z publio.pl), "Nowy Jork..." Magdaleny Rittenhouse i "Z nowego wspaniałego świata" Gunthera Walraffa. Choruję na "Detroit" z tej samej serii, co "Nowy Jork...".

    OdpowiedzUsuń
  3. A, i jeszcze "Jadąc do Babadag" Stasiuka :)

    OdpowiedzUsuń