wtorek, 12 maja 2015

Literatura uzdrawiająca duszę :)

Od kilku (tygo)dni chodzi za mną książka Mitcha Alboma "Jeszcze jeden dzień". Mam ją od dobrych kilku lat i odkładam na tzw. zaś. Wiem, że warto.

Moja przygoda z tym autorem rozpoczęła się w 2004 roku od jego książki "Pięć osób, które spotykamy w niebie" (film też widziałam). Pamiętam, że zostawiła po sobie ślad w postaci wielu godzin przemyśleń. Była po prostu ŚWIETNA. Przeżywałam wtedy licealną fascynację - jak chyba każdy z nas, choć nikt się do tego teraz nie przyznaje (podobnie jak do słuchania Kelly Family w latach 90.) - Paulo Coelho. Książki Alboma są polecane jego fanom, więc... Spróbowałam. I wiecie co? Albom jest o niebo lepszy. Mniej tu pitolenia o byle czym w byle jaki sposób, który z pozoru wygląda na mądry. Bo tak, teraz tak właśnie myślę o Coelho. Od lat pisze na jedno kopyto i naprawdę zastanawiam się, gdzie ja miałam mózg, kiedy go czytałam. Wygłaszał takie oczywiste oczywistości ;)

Po kilku latach zdobyłam więcej książek Alboma, do kolekcji brakuje mi tylko ostatniej, "Pierwszy telefon z nieba". Nie jestem specjalnie religijna (do tego też nie boję się przyznać), ale książki tego konkretnego autora sprawiają, że naprawdę myślę o życiu, śmierci, Bogu, uduchowieniu i całej tej otoczce. A to już coś.



Wydaje mi się, że każdy z nas potrzebuje czasem odrobiny wiary. Nie tylko w Boga, ale w jakąś siłę wyższą. Potrzebuje wspomnianego już przeze mnie uduchowienia. Te książki to zapewniają. Uzdrawiają dusze i może nie nawracają czytelników, bo podejrzewam, że targetem Mitcha Alboma (jak i Coelho czy nawet Sparksa) są głównie osoby, w większości kobiety, wierzące w Boga, ale na pewno skłaniają do przemyśleń. Zawierają masę życiowej mądrości przekazanej w sposób, który jest do strawienia. 

W czasie lektury książek Alboma warto zaopatrzyć się w zakładki indeksujące - będą nam niezbędne do zaznaczania ciekawych cytatów. Nie należę do osób nadużywających podkreślaczy czy właśnie zakładek indeksujących, ale w tym przypadku mój egzemplarz "Wtorków z Morriem" nieco przybrał na wadze i objętości, bo tyle ich używałam ;) 





Jeśli więc potrzebujecie chwili dla siebie, odpoczynku od zgiełku codzienności - łapcie te książki w swoje ręce i czytajcie. Są magiczne. I wciągają. A przede wszystkim - pochłania się je w ekspresowym tempie..

4 komentarze:

  1. też słuchałam Kelly Family, nadal od czasu do czasu coś sobie puszczę n. SOmetimes.
    Coelho też czytałam :P :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale ja nie czytałam Coelho. Wypożyczyłam kiedyś, w gimnazjum, z biblioteki szkolnej "Alchemika" bo mi pani bibliotekarka poleciła, ale zanim się zabrałam za niego minął termin, a za mną już była kolejka więc nie mogłam przedłużyć. Oddałam więc i zapomniałam. Za jakiś czas okazało się, że WSZYSCY czytają Coehlo, więc z przekory postanowiłam, że ja (przynajmniej na razie) nie będę :D Potem z rzeczy, w których maczał palce Coleho czytałam jedynie "Prorok. Listy miłosne proroka", ale to się chyba nie liczy bo on tylko dokonał wyboru ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kilka pozycji Coelho czytałam i pamiętam, że w sumie podobało mi się tylko "Weronika postanawia umrzeć", "Nad rzeką Piedrą usiadłam i płakałam" i "11 minut" - od nich z resztą zaczęłam. Alchemik nudził mnie za to śmiertelnie...

    Kelly Family też słuchałam:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego autora czytałam jedynie ,,Zaklinacza czasu", koniecznie muszę poznać pozostałe jego dzieła.

    OdpowiedzUsuń