środa, 1 października 2014

Podróże literackie Karoli

Miałam okazję pozwiedzać trochę Anglię, Francję, Luksemburg i Litwę (między innymi) i dziwnym trafem ZAWSZE trafiałam na księgarnie, antykwariaty, biblioteki... Zboczenie zawodowe :) Albo po prostu znajomi, którzy zwracali na nie moją uwagę, wiedząc, że nie przejdę obok tych miejsc obojętnie.

Jak wiadomo - miejsca wiążące się z książkami zawsze mają swój urok, specyficzny, tak lubiany przez środowisko  bibliofilskie. Na sam widok napisu nad drzwiami potrafię doznać stanu euforii, nieważne, czy to biblioteka czy księgarnia. Książki są w środku? Jest i euforia. Radość, że książki były, są i będą. Są w sumie jedyną stałą w moim życiu, im jestem najwierniejsza - bo wierna w miłości jestem niesłychanie ;) I tak jak kobieta uzależniona od butów dostaje tzw. pierdolca na widok nowej kolekcji firmy Kazar (widziałam, d**y nie urywa - wolę premiery nowych książek), a facet z kryzysem wieku średniego MUSI mieć nowe Ferrari - ja muszę mieć książki. Po prostu muszę. Zbieractwo level hard. Pewnie właśnie dlatego za granicą ZAWSZE zwracam na nie uwagę, chcąc lub nie.


Zaczęło się od Anglii, od miasteczka Gravesend na wschód od Londynu. Nazwa uliczki mówi wszystko.


Kamień z Rosetty w British Museum. Ta radość, że zobaczyłam go na żywo - bezcenna!


Wystawa czasowa poświęcona Japonii w British Museum



I znowu British Museum :)

Potem przyszedł czas na wycieczkę studencką na Litwę... A Wilno, jak wiemy, przesycone jest literaturą i jej historią.


(Na zajęciach z romantyzmu akurat dzień po powrocie omawialiśmy "Dziady" - nie muszę chyba dodawać, że wrażenie było nieziemskie?)


Nie mogłam się oprzeć :) Szkoda, że ten antikvariatas na Lietuvas był zamknięty :(

Po jakimś czasie miałam okazję pojechać do Francji z przyjaciółką ze studiów - i w Luksemburgu zwróciła moją uwagę (dziękuję, Kasiu!) na Bibliotekę Narodową!


Luksemburg - Biblioteka Narodowa (też zamknięta, buuuu)

A na koniec, w Paryżu i okolicach, dorwałam się do kilku "książkowych" miejsc.


Księgarenka w Centrum Pompidou


Księgarnia w Wersalu


Galerie de la Sorbonne - zdjęcie robione przez szybę autokaru, kiedy Karolinka zorientowała się, że stoimy w korku koło tak cudownego miejsca. Żałuję, że bez przystanku. Ale kiedyś nadrobię!


Kupiłam tam "Małego Księcia" po francusku - to nic, że nie znam tego języka. Liczy się fakt, że to "Mały Książę"! Mój ulubiony fragment znalazłam :)

A jako że bibliofil z reguły ma kota...


W ogrodach Wersalu przypałętał się do mnie - i zasnął mi na kolanach - bezdomny kot. Nazwałam go Louis i miałam ochotę przygarnąć. Szkoda, że to Francja i daleko do domu... Bo maniery miał dobre ;)


Mam cichą nadzieję, że będzie mi dane zwiedzić jeszcze więcej księgarni i bibliotek, że książki już zawsze będą w jakiś sposób obecne w moich podróżach. Bo nieważne, w jakim języku są napisane. Książka to książka, a książki to moja miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz